Nie oglądaj się za siebie! Lekcja od Orfeusza i Eurydyki z mitologii greckiej
Inspirację do pisania czerpię z różnych źródeł. Do napisania książki Burning Embers zainspirowała mnie poezja francuskiego poety Leconte de Lisle’a; do napisania książki Echa miłości, doświadczenie na Piazza San Marco w Wenecji zaowocowało pomysłem na miasto o dwóch twarzach; do napisania trylogii Andaluzyjskie Noce, pasja i duma tkwiąca we flamenco pobudziły mnie do napisania burzliwej historii miłosnej.
Moja powieść, Łzy Afrodyty, zrodziła się z trwającej całe życie fascynacji grecką mitologią i miłości do greckich wysp. Pomysły na tę historię podsunęły mi najróżniejsze rzeczy, od uprawy oliwek (patrz https://hannahfielding.net/staging/1129/creating-my-own-olive-oil/) po tworzenie biżuterii (patrz https://hannahfielding.net/staging/1129/ilias-lalaounis/). Ale jedna inspiracja sięga daleko wstecz; w rzeczywistości prześladuje mnie od dziesięcioleci.
Oto piosenka z lat sześćdziesiątych, autorstwa francuskiego piosenkarza Erika Montry’ego. Nazywa się „Eurydice et Orphee”:
Piosenkarz opowiada o zakochaniu się od pierwszego wejrzenia w dziewczynie w tłumie, w Pireusie, w Grecji. Ale gdy tylko się spotykają, on znów ją traci i pozostaje mu tylko nadzieja, że jeszcze kiedyś ją zobaczy.
Są Eurydyką i Orfeuszem, śpiewa Erik Montry, a to niesie ze sobą dwa znaczenia: 1) że para zakochała się w sobie; i 2) że połączyło ich tylko to, że zostali rozdzieleni. Starożytna grecka opowieść o Eurydyce i Orfeuszu nie ma bowiem szczęśliwego zakończenia.
Według legendy, Orfeusz (syn Apollina) i Eurydyka (nimfa) byli szaleńczo zakochani, a ich małżeństwo było szczęśliwe. Aż pewnego dnia Eurydyka umarła ukąszona przez żmiję. Orfeusz był w szoku. Wziął swoją lirę, grał i śpiewał z tak wielkim żalem, że bogowie byli poruszeni i namawiali go do cofnięcia tego, co zostało zrobione: do uratowania utraconej miłości.
Orfeusz udał się w podróż do podziemi, gdzie grał i śpiewał dla Hadesa i Persefony. Oni również byli poruszeni i przejęci wyraźnym oddaniem Orfeusza dla żony. Hades powiedział Orfeuszowi, że może zabrać Eurydykę z powrotem, ale pod jednym warunkiem: musi iść przed nią, wychodząc z podziemi, i nie może oglądać się za siebie, dopóki nie dotrze do świata śmiertelników.
Orfeusz robił, co mu kazano. Aż do momentu, gdy w świetle dnia ogarnęły go wątpliwości. Nie słyszał ani nie czuł widmowej kobiety, która stała za nim. Czyżby Hades go oszukał? Czy jego żona w ogóle tam była?
Zaryzykował szybkie spojrzenie za siebie i zobaczył…
… jego ukochaną, po tym wszystkim, co się stało, ale szybko zniknęła z jego pola widzenia – na całą wieczność, jak twierdził Hades.
Biedny Orfeusz – czy możecie sobie wyobrazić, co czuł? Zniszczył swoją jedyną szansę na szczęście; stracił Eurydykę. Ostatecznie jedynym sposobem, by mógł być z nią być teraz była jego własna śmierć – i tak właśnie większość starożytnych pisarzy zakończyła tę historię – Orfeusz został zabity przez dzikie bestie, przez maenady (szalone kobiety) lub przez piorunochron Zeusa.
Otrzeźwiająca lekcja o wytrwałości, wierze i nieposłuszeństwie wobec boga podziemi!
Historia Eurydyki i Orfeusza od wielu wieków inspiruje myślicieli i marzycieli. Oto, na przykład, rzeźba Auguste’a Rodina z 1893 roku przedstawiająca Orfeusza, który tak bardzo stara się oprzeć chęci spojrzenia za siebie.
Moją ulubioną interpretacją tej historii jest XVIII-wieczna opera Orfeusz i Eurydyka Willibalda Glucka. W tej wersji Eurydyka, podążająca za swoim mężem z podziemnego świata, jest zraniona, że ten nie chce na nią spojrzeć, i odbiera to jako znak, że jej nie kocha. Emocje te tak dobrze oddaje obraz kochanków namalowany przez Frederica Leightona w 1864 roku:
Eurydyka śpiewa o swoim smutku i to łamie serce Orfeusza: musi ją po prostu pocieszyć – oczywiście, że ją kocha! Odwraca się… jej już nie ma. W tym momencie zrozpaczony Orfeusz postanawia odebrać sobie życie, ale interweniuje Kupidyn (twórca zasady „nie oglądaj się za siebie”). W nagrodę za dozgonną miłość Orfeusza, Kupidyn wskrzesza Eurydykę i wszystko jest w porządku.
Oczywiście jako romantyczka zdecydowanie wolę takie zakończenie, ale zastanawiam się: co było dalej? Jak potoczyły się losy Eurydyki i Orfeusza po ich ponownym spotkaniu? Jak, w rzeczy samej, poradziliby sobie dziewczyna i chłopak z piosenki Erika Montry’ego, gdyby ponownie odnaleźli się w tłumie?
To właśnie z tego zastanawiania się zrodził się pomysł na moją powieść Łzy Afrodyty. Oriel i Damian spotykają się przypadkiem pewnego wieczoru na plaży. Oboje mają wiele spraw, od których chcieliby uciec. Oboje zmagają się z trudnymi emocjami. Oboje czują do siebie natychmiastowe i silne przyciąganie. Łączy ich uczucie, spędzają razem noc, a następnego dnia rano rozchodzą się.
Sześć lat później ponownie łączę Oriel i Damiana. Jak wpłynęła na nich rozłąka? Jak potoczy się ich ponowne spotkanie? Czy nadal będą oglądać się za siebie, czy też razem stawią czoła przyszłości?
Czy ostatecznie Eurydyka i Orfeusz są skazani na rozłąkę, czy też Kupidyn zainterweniuje i zapewni im szczęśliwe zakończenie?