Moja najnowsza powieść, Pieśn Nilu jest bardzo bliska mojemu sercu, ponieważ rozgrywa się w mojej ojczyźnie, Egipcie, i bada bogatą historię i kulturę tego kraju. Historia rozgrywa się w latach czterdziestych XX wieku, po zakończeniu II wojny światowej, w czasach przepychu i frywolności arystokracji, turniejów polo, wspaniałych balów i pikników nad Nilem – ale także poruszenia rewolucji; wkrótce te dni siana, gdy świeci słońce, dobiegną końca.
Moja bohaterka, Aida, jest częścią elitarnej klasy w Egipcie, ale jednocześnie nie do końca do niej pasuje, ponieważ została odizolowana przez tragedię w jej rodzinie. Jest silna, inteligentna, nowoczesna jak na swoje czasy… ale potrafi też być naiwna, zagubiona. Zmaga się ze swoimi emocjami.
Pisanie Aidy było przyjemnością, ponieważ utożsamiam się z nią na wiele sposobów, z jej lojalnością, pasją i złożonością. Mam nadzieję, że dzięki temu wywiadowi poznasz ją tak jak ja.
Dzień dobry, Aida. Czy mogłabyś zacząć od opowiedzenia nam trochę o sobie?
Cóż, jestem Aida El Masri. Mam dwadzieścia sześć lat i właśnie wróciłam do Egiptu po pewnym czasie spędzonym za granicą.
Więc pochodzisz z Egiptu?
Tak, urodziłam się tutaj. Mój ojciec był Egipcjaninem, znanym archeologiem. Poznał moją matkę na przyjęciu z drinkami w Ambasadzie Brytyjskiej w Kairze. Była Brytyjką, tylko przejeżdżała z rodziną w drodze z Indii do Anglii. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, uciekli i pobrali się.
Jakie to romantyczne!
Tak, to było romantyczne. Ale nie było im łatwo. Mieszane małżeństwa spotykały się wówczas z wielką krytyką. Zarówno moja matka, jak i ojciec byli lekceważeni w egipskich i brytyjskich kręgach społecznych. Zostali odcięci, odizolowani. Przeprowadzili się tutaj, do Luksoru, aby uciec od tego wszystkiego i zbudować wspólne życie, i dokładnie to zrobili: wyremontowali ten dom, w formalnym angielskim stylu – mojej matce się to podobało – a mój ojciec kontynuował swoją pracę archeologiczną i z czasem zostali tu zaakceptowani. Zyskali w Luksorze nowych przyjaciół… i wrogów, bo jak mówi stare arabskie powiedzenie: Zazdrość jest towarzyszem wielkiego sukcesu.
Ale byli szczęśliwi tak długo, jak długo byli razem. To była prawdziwa historia miłosna.
Wspomniałaś, że wyjechałaś na jakiś czas za granicę?
Tak, byłam w Anglii. Mam tam rodzinę, wujka. Pomógł mi zapisać się na staż pielęgniarski w Royal London Hospital. Marzyłam o byciu pielęgniarką od dziecka, kiedy czytałam o Florence Nightingale, „Damie z lampą” na wojnie krymskiej i Edith Cavell, pielęgniarskiej bohaterce Wielkiej Wojny. Marzenie… cóż, powiedzmy, że wszelkie romantyczne wyobrażenia, jakie miałam, szybko się rozwiały.
Wojna?
Tak. Przez sześć lat opiekowałam się rannymi: żołnierzami okaleczonymi w Dunkierce, pilotami spalonymi w Bitwie o Anglię, cywilami złapanymi podczas Blitzu. To było wstrząsające. Ale ważne. Czułam, że pomagam; całe to cierpienie… Musiałam pomóc.
A teraz, gdy wojna się skończyła, wróciłaś do domu.
Do domu. To słowo ma wiele znaczeń. Luxor, Karawan House, tak, są dla mnie domem – gdzie dorastałem i gdzie mam tak wiele wspaniałych wspomnień o moich rodzicach. Ale nie mogę powiedzieć, że czuję się tu teraz jak w domu. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła, dopóki imię mojego ojca nie zostanie oczyszczone.
Myślisz, że będzie to możliwe?
Tak! To musi się stać. Ayoub El Masri nie był przestępcą ani złodziejem! Miał najwyższy szacunek dla egipskich antyków i nigdy nie wziąłby udziału w handlu, który jest tu powszechny; był człowiekiem honoru. Został wrobiony, a szok i ból z tym związany wpędziły go do grobu. Jego imię i reputacja muszą zostać przywrócone. Zamierzam to zrobić, nawet jeśli oznacza to walkę z tymi wrogami, którzy pożądali tego, co miał mój ojciec.
Życzę ci powodzenia. „Prawda wyjdzie na jaw”, jak to mówią.
Wreszcie, nazwałaś małżeństwo swoich rodziców „prawdziwą historią miłosną”. Zastanawiam się, czy widzisz taką historię w swojej przyszłości?
Oczywiście, że chciałabym się zakochać. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jestem samotna, zarządzając posiadłością samodzielnie.
Ale to nie znaczy, że nie mogę tego zrobić sama! Nie muszę wychodzić za mąż. Ten śmieszny, staroświecki pogląd, który mamy w Egipcie, że kobieta potrzebuje mężczyzny, jakbyśmy były kruchymi słabeuszami, które nie mogą nic dla siebie zrobić, nie mogą nawet samodzielnie myśleć… to obłędne! Nikt tak nie myślał w londyńskim szpitalu podczas wojny. Świat tutaj jest tak odcięty od rzeczywistości. Został zamrożony w przeszłości. Ludzie żyją tak, jak nasi przodkowie tysiące lat temu. Postawy są przestarzałe.
Weźmy Pharesa z sąsiedniej posiadłości Pharaony. Mój wujek powiedział mi, że nasi ojcowie wymyślili dla nas jakiś związek, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Zaaranżowane małżeństwo! Jakbyśmy wrócili do czasów faraonów!
Wuj upiera się, że w wieku dwudziestu sześciu lat naprawdę muszę być mężatką; powinnam już mieć dzieci. Że małżeństwo z Pharesem jest jedyną rozsądną opcją, łączącą nasze posiadłości – bo oczywiście ja, kobieta, nie mogłabym sama zarządzać posiadłością El Masri. To absolutnie irytujące.
Nie, nie wyjdę za mąż w ramach jakiejś umowy biznesowej lub dlatego, że inni uważają, że potrzebuję mężczyzny. Małżeństwo powinno być oparte na miłości, tak jak małżeństwo moich rodziców.
Nie wiem, czy będę miała szczęście znaleźć taką miłość, jak oni. Ale jeśli tak się stanie… będę ją cenić, ponieważ wiem, że życie może być zbyt krótkie, a każda chwila jest cenna.