Obserwowanie ludzi z otwartym umysłem
’La rue est un véritable musée pour tous’ (Ulica jest prawdziwym muzeum dla wszystkich). Tak napisał pisarz i artysta Hergé, który najbardziej znany jest z serii komiksów „Przygody Tintina”. Przetłumaczony na język angielski jego aforyzm brzmi następująco: 'Ulica to istne muzeum dla każdego’.
Co Hergé chciał przez to powiedzieć? Mówił o obserwowaniu ludzi. Chodzimy do muzeów, żeby dowiedzieć się czegoś o przeszłości. Aby dowiedzieć się czegoś o ludziach, możemy po prostu stanąć na ulicy i być obserwatorami.
Spędzam lato na południu Francji i jednym z moich ulubionych aspektów życia w tej części świata jest kultura kawiarniana. Przez „kulturę kawiarnianą” nie rozumiem wizyty w sieciowej kawiarni na szybką mrożoną kawę i ciastko, w otoczeniu ludzi plotkujących i stukających w laptopy i tablety. Mam na myśli oryginalną i najwspanialszą kulturę kawiarnianą, która jest nieodłączną częścią francuskiego życia. Mówię o naprawdę dobrej kawie, obsłudze przy stoliku i zupełnie niespiesznym tempie. Mówię o siedzeniu przy stoliku na chodniku i posiadaniu całego czasu na obserwowanie ludzi – i najprawdopodobniej byciu otoczonym przez mnóstwo innych ludzi, którzy również poświęcają czas nie na rozmowy czy pracę, ale na siedzenie, oddychanie i obserwowanie.
Każdy dobry pisarz musi być również dobrym obserwatorem. Popularne porzekadło głosi: „Pisz o tym, co wiesz”, ale oczywiście wiemy bardzo niewiele, jeśli nie obserwujemy, nie chłoniemy, nie rozważamy i nie uczymy się. Dla mojej serii powieści, Nocy Andaluzyjskich, obserwowałem mnóstwo ludzi w Hiszpanii. Postać Leandro w Maskaradzie, w szczególności, została zainspirowana przez bardzo przystojnego Cygana, którego zobaczyłam na plaży w Andaluzji.
W tej serii nie poprzestałam jednak na inspirowaniu się moimi obserwacjami ludzi; wplotłam w pisanie ideę uczenia się poprzez obserwację. Każda z moich bohaterek jest pisarką: Alexandra w Indiscretion pisze powieści romansowe; Luz w Masquerade pisze biografie; Luna w Legacy jest pisarką naukową. Kobiety te mają więc naturalną predyspozycję do bycia obserwatorkami, a gdziekolwiek się nie pojawią, ulica staje się ich muzeum – chłoną otaczającą je hiszpańską kulturę.
Ale moje bohaterki nie tylko biernie chłoną napotkane widoki, one szukają scen, które je zainteresują i zainspirują, a to jest szczególnie ważne, gdy chodzi o społeczności cygańskie w książkach. Każda bohaterka jest zafascynowana Cyganami, a jej ciekawość przyciąga ją do obserwowania ich obozowiska, dzięki czemu z każdą książką pojawia się poczucie, że historia się powtarza.
Po pierwsze, w Niedyskrecji, determinacja Alexandry, by odnaleźć Salvadora, prowadzi ją prosto do obozu cygańskiego. To, co tam znajduje, głęboko nią wstrząsa:
Wtedy właśnie dostrzegła tłum Cyganów zgromadzonych przy szerokim wejściu do jednej z jaskiń, sto metrów od miejsca, w którym stała. W przeciwieństwie do innych, ta jarzyła się migoczącym światłem. Alexandra ostrożnie przedarła się przez skupisko ludzi, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Kilku Cyganów niosło świece, których końce zawinięte były w papier, uważając, by wosk nie kapał im na ręce. Salvador stał u wejścia do jaskini, jego twarz była blada i ściągnięta. Obok niego stała Esmeralda, sztywno wyprostowana, z grobowymi ustami, z pięknymi blond włosami częściowo ukrytymi przez duży jedwabny szal.
W głębi wejścia mężczyźni kucali na ziemi, popijając wino z bukłaków z koziej skóry. Jeden wysoki, jastrzębiooki gitano, z blizną głęboko wyrytą na boku twarzy, siedział na kamieniu, ostrząc kamieniem nóż o krótkim ostrzu i biorąc spore łyki wina. Nagle Cyganie wstali i zaczęli tańczyć. Ich śpiew był rodzajem hałaśliwego śpiewu na monotonnym tonie, któremu towarzyszyły kastaniety, klaskanie w dłonie i rytmiczne stukanie dwóch kamieni. Potem, gdy mężczyźni wycofali się w cień, kobiety wystąpiły do przodu, tworząc dziki krąg wokół otwartej trumny. Ich wijące się ciała, owinięte w lejące się luźne suknie, wiły się w niesamowitym blasku płomieni. Kołysały biodrami jak czarownice podczas inkantacji, a Alexandra w połowie spodziewała się, że lada chwila pojawią się czarne koty, czepiające się ich pleców z uniesionym futrem.
Alexandra natknęła się na pogrzeb dziecka, a zwyczaje Cyganów związane z tym smutnym wydarzeniem – w szczególności rytmiczny „taniec pszczół” – są dla niej bardzo niepokojące. Czuje, że znajduje się „w samym środku jakiegoś piekielnego koszmaru”.
Alexandra nie znajduje pokrewieństwa z Cyganami, ale jej córka z pewnością tak: Luz zakochuje się w Leandro, synu Cygana. Luz przychodzi wieczorem do obozu i chowając się za wielką kępą strzelistych kaktusów obserwuje, jak Leandro gra na gitarze i śpiewa w stylu flamenco dla swojej cygańskiej rodziny. Luz, którą przywiodła w to miejsce chęć obserwowania i uczenia się, szybko jednak zaczyna czuć się nieswojo, czując, że jest niedozwolonym podglądaczem.
Otworzywszy oczy, Cygan odwrócił się w stronę, gdzie stał Luz. Jego zielone tęczówki lśniły w półmroku niczym klejnoty z głębokiego opalu, a wyraz męki w nich był wstrząsający. Zrobiła się mniejsza. Czy on ją zauważył? Okrzyki „Olé!”, klaskanie w dłonie i tupanie nogami były przytłaczające, odbijając się echem od jej tętna. Mężczyźni klepali cygańską śpiewaczkę po plecach, a młodzi gitanas pojawiali się z każdej strony, krzycząc: „Leandro! Leandro! Otoczyli go, obejmując, przytulając i pieszcząc.
Stalowe palce uszczypnęły okrutnie serce Luz. Robiło się coraz chłodniej, a morski wiatr zaczynał wiać, wzbijając niewielkie tumany kurzu z gruzów wokół obozowiska. Teraz samotna, pusta i trochę smutna, nie była częścią tych dziwnych, pełnych pasji ludzi, a jedynie gapiem, intruzem; nie miała prawa tam być. Nagle ogarnął ją strach, że może zostać przyłapana na obserwowaniu ich, że on mógł ją zobaczyć, więc odwróciła się od sceny zabawy. Czas było wracać do domu.
W Dziedzictwie bohaterka Luna nie musi odczuwać dyskomfortu związanego z wizytą w cygańskim obozie; natrafia na niego, szukając ruin mauretańskiego meczetu, a oprowadza ją po nim Cyganka Morena. Podczas gdy Alexandra była świadkiem cygańskiego pogrzebu dziecka, Luna ma okazję obejrzeć ceremonię pogrzebu noworodka.
Obok jaskini znajdowało się duże zagłębienie w ziemi, a przy nim rozpalono małe ognisko. Gospodyni nalała do niego wody, a Ruy zanurzył dziecko dwa razy w otworze. Następnie trzymał małego Luisa nad płomieniem, wymawiając przy tym kilka słów w języku Caló, po czym oddał go matce.
’Obdarza go darem nieśmiertelności,’ wyszeptała Morena, 'starą tradycją, którą niektórzy z nas przestrzegają i która przyniesie dziecku wiele szczęścia’.
Wyniesiono bambusową kołyskę. Matrona podała Ruy’owi trzy gałązki czosnku i trzy kawałki chleba, które umieścił pod materacem. Następnie, zanurzając palec w gorącym żużlu, naznaczył czoło dziecka półkolistym znakiem przedstawiającym księżyc.
Czosnek i chleb są dla trzech bogiń losu” – powiedziała Morena. El Mèdico wyjaśnił nam, że ta nasza tradycja wywodzi się ze starożytnych legend greckich. Pierwsza bogini przędzie swoim wrzecionem nić życia dla każdego człowieka, druga mierzy ją swoją laską, a trzecia określa, kiedy i jak należy ją przeciąć.
Początkowa reakcja Luny jest podobna do reakcji Aleksandry – jest osądzająca. Uważa ceremonię za „magiczną symbolikę i przesąd” i zakłada, że Ruy nie zadbał o dziecko, kąpiąc je w błotnistej wodzie w dziurze w ziemi. W rzeczywistości, choć później odkrywa, że dziura jest wyłożona kafelkami, a woda była czysta i ciepła – źle oceniła to, co zobaczyła.
Wspólnym motywem tych książek jest to, że trzeba obserwować i poznawać inną kulturę, a nie przyjmować założenia i osądzać. Dla Alexandry, w pełnych uprzedzeń latach 50-tych, nie było to łatwe. Ale w pokoleniu Luny musi nastąpić zmiana. Luna musi otworzyć swój umysł, zakwestionować uprzedzenia i założenia. Tylko wtedy może zareagować na „dziwne poruszenie”, które odczuwa w środku, gdy widzi Ruy’a z Cyganami – „jakby jakaś wewnętrzna część niej sięgała po to wszystko, jak głodna sadzonka szukająca słońca”.