Muzyka: język namiętności
W takim otoczeniu artystyczna dusza ma skąd czerpać inspirację. Tam właśnie, w Villa Melzi d’Eril w Bellagio, spacerował godzinami po parku wokół rezydencji Liszt, napawając się cudowną atmosferą, szukając natchnienia wśród zapierających dech w piersiach widoków i wsłuchując się w unoszącą się w powietrzu muzykę.
Węgierski kompozytor Franciszek Liszt był wielką gwiazdą w swoich czasach. Wirtuoz fortepianu niezmiennie podbijał serca i umysły słuchaczy. Jak piszę w powieści „Koncert”, w XIX wieku wzdychały do niego tęsknie wszystkie damy na salonach. Gdziekolwiek się pojawił, wielbicielki gotowe były walczyć ze sobą, byle zdobyć choć rękawiczkę lub jedwabną chusteczkę wirtuoza.
Pewny siebie, zmysłowy, szaleńczo zdolny – w dużym stopniu przypominał Umberto, bohatera powieści „Koncert”. Ten pianista kompozytor miał już u stóp cały świat. Wskutek wypadku samochodowego stracił jednak wzrok i od tamtej pory pochłania go mrok. Wrócił do rodzinnej posiadłości nad jeziorem Como. Nie dla niego już jednak piękno tamtejszych widoków ani wspaniałe fortepiany, które stoją w domu. Umberto uparcie odmawia, by znów zacząć grać. A przecież w takiej scenerii nie powinno się ulegać rozpaczy! Kiedy Liszt pojechał tam w latach 30. XIX wieku, tak wielkie wrażenie wywarły na nim spokój i uroda krajobrazu, że pisał:
Nie znam innego miejsca o równie niebiańskiej mocy. Nie znam żadnego, gdzie uroki miłości wydawałyby się tak naturalne.
Właśnie nad jeziorem Como napisał: „Człowiek otoczony przyjazną przyrodą może swobodnie oddychać i odnaleźć uniwersalne poczucie szczęścia”.
Podczas pobytu w Villi Melzi Liszt zaczął komponować „Symfonię dantejską” nawązując do „Boskiej komedii” Dantego. Zainspirował go stojący tam posąg dłuta Giovanniego Battisty Comollego przedstawiający poetę i jego muzę – Beatrycze.
Pisząc „Koncert” słuchałam tego utworu wielokrotnie, co pozwalało mi lepiej zrozumieć udręczonego bohatera, Umberto. Wyobrażałam go sobie w ogrodach wokół Villa Monteverdi nad jeziorem, gdzie nie mógł nic widzieć, ale czuł to, co Liszt w „miejscu o niebiańskiej mocy”. Wyobrażałam sobie, jak bardzo marzy o tym, by „swobodnie oddychać” i odczuwać „uniwersalne szczęście”; by móc znowu grać i komponować, jednak nie pozwala mu na to jego duma, złość i przygnębienie.
Pomyślałam, że mógłby przechadzać się po tych ogrodach nie sam, a w towarzystwie przewodnika. A raczej przewodniczki, która będzie go motywowała i stawiała przed nim wyzwania. Kobiety, która go zainspiruje, będzie jego muzą. Która z miłością poprowadzi go ku światłu.
Liszt napisał:
Gdy tworzysz historię o szczęśliwych kochankach, warto ją umiejscowić nad jeziorem Como.